piątek, 20 czerwca 2014

Bo czasem dotyka to, zostawia ślad i nas zmienia

To, że na świecie jest zło. To, że w chwili kiedy, ja to piszę, a Ty to czytasz, komuś dzieje się krzywda, wiemy.
Wiemy, że w chwili kiedy wyrzucamy resztki jedzenia, których nie zdążyliśmy przetworzyć, gdzieś jakieś dziecko umiera z głodu. Wiemy, że kupując kolejny Smartphone, mikrofalówkę, telewizor powodujemy, że gdzieś w Indiach, Pakistanie małe dzieci zamiast bawić się na placu zabaw biegają po górach sprzętu „zachodu”. Wiemy, że kupujemy bluzkę, którą mogła szyć mała dziewczyna za 1$ dziennie.
Ta wiedza jest z nami, jednak rzadko kiedy powoduje coś więcej niż chwilową refleksje, rzadko przeradza się w impuls, który wprowadza zmiany.

Media co dzień krzyczą o tragediach, o dzieciach zabijanych zaraz po porodzie i wkładanych do beczek, o opiekunach znęcających się nad swymi podopiecznymi, a ostatnio o dziewczynce, o której tata zapomniał i zostawił w aucie.
Jako rodzice, kręcimy wówczas głowami i stwierdzamy, z dziwną wyższością, „jak oni mogli”. Ale potem wyłączamy FB, wiadomości i wracamy do naszego życia i zapominamy.
Tak jest zazwyczaj.
Czasem jednak pewne zdarzenia, pewne tragedie odbijają się na nas jak fale tsunami.
Sądzę, iż te zdarzenia, odbiły się na mnie takim echem, bo skorelowały się z moim życiem. Wiem jedno, dzięki nim doceniam, naprawdę doceniam.
Odkąd przyłączyłam się do blogosfery, z wieloma z was nawiązałam naprawdę bliskie relacje. Nie znamy się często osobiście, wiem jednak o waszym życiu więcej niż o życiu moich „realnych” znajomych. Razem pokonujemy  przeszkody, razem wyliczamy kolejne tygodnie naszych dzieci, dzielimy się swoim doświadczeniem. Kilka z Was jest nie mal moim „bliźniakiem” życiowym.
W tej samej chwili dwupakowałyśmy, nasze porody dzieliły dni, nasze dzieci rosną razem. I nagle, nagle w tym pięknym obrazku pojawia się skaza. Nagle ktoś z kim żartowałam o brzuszku, z kim rozmawiałam o planach, z kim się śmiałam, kogo pytałam…znika. Tak po prostu, nagle, bez większego ostrzeżenia.
Kiedy dowiedziałam się, że Connie nie żyje nie mogłam uwierzyć. JAK? Jak to możliwe, że w XXI wieku, w cywilizowanym świecie, pod pełną opieką medyczną, kobieta umiera po porodzie? Śmierć Connie, była pierwszą falą tsunami, która się na mnie odbiła.
Potem dowiedziałam się o Lili. Dziewczynce w wieku mojej Chibi, dziecku, któremu odebrano życie. Dziecku, które było upragnione, oczekiwane, kochane zanim pojawiło się na świecie, dziecku, które było zdrowe. Dziecku, które miało być owocem bezproblemowej ciąży.
Historia Lili co dzień mnie dotyka, za każdym razem jak Chibi coś robi, jak się uśmiecha…za każdym razem okraszam te chwile brokatową posypką, staram się uwiecznić w obiektywnie, bo wiem, że nie każdemu to jest dane.
Lila dotyka nie tylko moje serce, a serca tysięcy.
Jedna w maju historia Lili nabrała dla mnie kolejnego wymiaru.
Kiedy pewnego dnia moja przyjaciółka powiedziała mi, że historia Lili pisze się na nowo, w życiu młodszej siostry naszej koleżanki, zaniemówiłam. Znów uderzyła we mnie fala tsunami, trzecia już. Ale jak?
Wiem na świecie jest zło, wiem, że jest niesprawiedliwość, jednak to Connie, Lilia i Emilka, ono spowodowały, że nie tylko wiem, ale że doceniam, że naprawdę zmieniam…
Dzięki nim nie rozpamiętuje już leżącej ciąży, strasznego porodu. A nawet depresji.
Dzięki nim doceniam to co jest mi dane, to, że mimo wyboistej drogi, doszłam poobijana, ale doszłam do celu.
A przede wszystkim Ona doszła.
Connie, Liluś, Emilko…

2 komentarze:

  1. Masz rację. Nie potrafimy docenić tego co mamy, często nie potrafimy przewartościować naszego życia na lepsze. To co dzieje się obok nas przecież nas nie dotyczy, żyjemy pod kloszem pozornego szczęścia, łudząc się ze to pieniądze i dobrobyt nam je dają. A tak naprawdę? Wegetujemy na ziemi od soboty do soboty, od wypłaty do wypłaty, zapominając o tym co naprawdę ważne, o tym co nadaje sens naszemu życiu. No bo przecież jak tylko ja nie kupię smartfona, jak tylko ja wyrzucę chleb to nic nie zmienię... a jednak. Zaczyna się od jednego ziarenka pisaku, od jednej kropli wody... Smutne. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężki temat...ale ja sama przyznaję, że mam tak samo. Mam świadomość ludzkiej krzywdy, która spotyka masę ludzi, mam świadomość, że może spotkać moich bliskich, ale dopóki nie spotyka nikogo w moim otoczeniu te myśli odchodzą gdzieś na bok. Dopiero, gdy coś się dzieje zaczynają nękać...

    OdpowiedzUsuń