czwartek, 10 lipca 2014

Najpiękniejsza

To, że Chibi jest dla mniej najpiękniejszą istotą w galaktyce, chyba już wiecie. A bynajmniej wiedzą, to Ci z Was, którzy czasem zerkają na wordpress'owską wersję Baby in Belly
To, że Chibi pozując do zdjęć powoduje, że matczyne serce rozpływa się niczym miód na słońcu, wiecie?
A to, że brałyśmy udział w kolejnej sesji?
Nie???
<3 NO TO TERAZ JUŻ WIECIE !!! <3



Więcej zdjęć->

piątek, 20 czerwca 2014

Bo czasem dotyka to, zostawia ślad i nas zmienia

To, że na świecie jest zło. To, że w chwili kiedy, ja to piszę, a Ty to czytasz, komuś dzieje się krzywda, wiemy.
Wiemy, że w chwili kiedy wyrzucamy resztki jedzenia, których nie zdążyliśmy przetworzyć, gdzieś jakieś dziecko umiera z głodu. Wiemy, że kupując kolejny Smartphone, mikrofalówkę, telewizor powodujemy, że gdzieś w Indiach, Pakistanie małe dzieci zamiast bawić się na placu zabaw biegają po górach sprzętu „zachodu”. Wiemy, że kupujemy bluzkę, którą mogła szyć mała dziewczyna za 1$ dziennie.
Ta wiedza jest z nami, jednak rzadko kiedy powoduje coś więcej niż chwilową refleksje, rzadko przeradza się w impuls, który wprowadza zmiany.

Kiedy uczę się ciebie na pamięć na następne tysiąc lat

W nocy jesteśmy same. Noce i ich wyzwania należą tylko do nas. Począwszy od wieczornej kąpieli, przez układanie do snu, wstawanie co 2h na karmienia, robię to tylko ja.
I to właśnie w te noce najczęściej uczę się mego dziecka na pamięć.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Matka Wyluzuj

Przez najbliższe dni muszę stać się jak Matka wyluzuj i liczyć, iż prawda objawiona, która spadła na nią po 2 latach, spadnie na mnie w przeciągu najbliższych tygodni. A póki co esencja Matki Wyluzuj musi stać się moim kredo, muszę je wyryć na czole, zapisać na każdej płaskiej powierzchni i na każdym pampersie, który zmieniam.
Ale po kolei.
Misako ma/miała się za matkę skrajnie wyluzowaną. Poza notorycznym przegrzewaniem dziecka, które preferencję termiczne odziedziczyło po swoim ojcu, który to potrafi zimą chodzić w krótkim rękawku, a kurtkę zimową zakłada przy - 20.

Poza powyższym Misako ma się za matkę z luźną żyłką pierdzącą. Nie biegnie jak poparzona na każde kwilenie, nie łka nad każdą szramą na twarzy, nie ma litości nad porannym wstawaniem.

Wszystko szło w najlepszym kierunku, aby po Matce<slasz>oczekującej<slasz>napiętej, Misako stała się matką wyluzowaną roku.
To był dzień jak co dzień. Wstajemy, myjemy, bawimy,ćwiczymy,jemy,śpimy,jemy,spacerujemy,bawimy,ćwiczymy, bawimy, jemy,bawimy,śpimy, jemy,bawimy,kąpiemy,jemy,śpimy.

Misako miała nawet dobry humor, akurat uskuteczniała zabawę w peekabobo w lustrze łazienki, kiedy na wyświetlaczu jest Smart telefonu pojawiła się ikona Misako Wszechpanującego.
Serce Misako zamarło, bo Wszechpanujący zawsze czegoś chce, czegoś co zmusza Misako do zarywania i tak już zarywanych nauką nocek.
Zapuściła więc Misako ignora, w nadziei, że Wszechpanujący niechcący tylko wybrał jej numer.
Po jakieś chwili Misako dostaje smesa, od koleżanki, która tak jak Misako zaciążyła (mimo, że zaprzysięgałyśmy, że nigdy tego razem Wszechpanującemu nie zrobimy).
"G do ciebie dzwonił"
"Tak, wiem, ale nie mogłam rozmawiać. Co chciał?"
"No poplotkować" -> Wszechpanujący Misako to męska papla jakich mało.
"Nie wierzę, G zawsze chce coś od mnie, nie zna pojęcia bezinteresownie"
"Nie no naprawdę chciał pogadać tylko, tęskni do ciebie".
No i to zdanie zgubiło Misako. Jako, że Misako i Wszechpanujący mają relatywnie dobre relacje i Wszechpanujący nie raz mówił, że Misako to jest jego prawa ręka, więc Misako pękła i zadzwoniła.
I oczywiście Misako miała rację. Wszechpanujący zawsze coś chce od Misako, ale tym razem postawił ją tak pod murem, że od tego czasu Misako nie śpi po nocach.
Wszechpanujący to doskonały biznesmem, wie jak podejść człowieka i Misako o tym wie. Wszechpanujący ma strategię, aby uśpić czujność.
Najpierw pyta co słychać, potem z dozą zainteresowania rozwija wątek prywatny,
"Jak się masz Misako, jak Chibi, jak wam się żyje?"
Potem działa na uczucia
"Misako tak nam cię brak, każdy kierownik działu tęskni do ciebie. Kogo nie weźmiemy na zastępstwo to nie to samo".
Potem uderza w ambicje;
"Teraz robimy tą umowę z N. i z tobą to by trwało godzinę, a ta nowa już 2 dzień ją robi. Ja bym ci tylko zdanie powiedział, a ty byś już wiedziała, bo mi w myślach czytasz."
Potem znów uderza, w już osłabiony mur:
"No normalnie bez ciebie to nie to samo".
I kiedy człowiekowi się robi ciepło na serduchu, kiedy rozpływa się jego tarcza obronna, kiedy unosi się 10cm nad ziemią, jako to jest potrzebny i niezastąpiony.
Wtedy Wszechpanujący wyciąga ciężką kawalerię
"No więc tak myślałem, abyś już do pracy wróciła".
I sru uderzasz o ziemie z takim impetem, jakbyś z 10km spadł.
No i tak Wszechpanujący załatwił mi nocki.
Teraz Misako siedzi nocami i trzyma Chibi-ciątko jakby miała się z nim na lata pożegnać.
Siedzi na skraju łóżka i patrzy w tą małą twarzyczkę, dotyka tych małych paluszków.
I za każdym razem jak pomyśli, że ma widzieć tą małą istotkę tylko wieczorami i weekendy, na przemian chce się Misako płakać i wymiotować.

Misako stała się matką bardzo napiętą. I choć powrót do pracy nie miałby nastąpić przez najbliższe 3 miesiące, to Misako musi się zadeklarować niedługo.
Nie tak to miało wyglądać, Misako miała wrócić do pracy w styczniu. Misako miała być wyluzowana, spokojna i gotowa.
Misako od zawsze kocha swoją pracę.
Ale od 5 miesięcy Misako kogoś kocha bardziej...
WHAT TO DO???????

piątek, 7 marca 2014

Na skrzyżowaniu

Dla niewtajemniczonych:
Baby in Belly mieści się również na : http://ciazowomi.wordpress.com/
Ciągle się waham czym blogować na blogspocie czy wordpresie :/
Jakieś rady, sugestie w temacie???

Póki co z braku czasu będę aktywniejsza na http://ciazowomi.wordpress.com/
Mam nadzieję, że będziecie do nas zaglądać

piątek, 28 lutego 2014

ROK TEMU VOL.II

"Chociaż każdy usiłuje trzymać się możliwie jak najbliżej innych, pozostaje jednak zupełnie samotny, przepełniony głębokim uczuciem niepewności, niepokoju i winy, co występuje zawsze, gdy człowiekowi nie udaje się przezwyciężyć osamotnienia."

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/od-jajeczka-do-blastocysty-tak-rodzi-sie-zycie,321267.html
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/od-jajeczka-do-blastocysty-tak-rodzi-sie-zycie,321267.html


wtorek, 25 lutego 2014

Jak to jest być matką?


Wśród naszych najbliższych znajomych jesteśmy pierwszymi dzieciatymi.
Tak więc moja ciąża, dziecko i ogólnie JAK TO JEST, budzi ich wielkie zainteresowanie.
Czasem co prawda nie jestem pewna czy nam zazdroszczą czy dziękują Bogu, że oni jeszcze się nie rozmnożyli.
Tak czy siak...

poniedziałek, 24 lutego 2014

Katharsis - poród i baby blues

Bardzo długo zastanawiałam się czy w ogóle umieszczać ten post. Wiem, iż jest to nie jako "tradycja" na blogach ciążowych, postanowiłam więc się przełamać.
To z kolei spowodowało, iż pojawiło się zapytanie czy pisać jak naprawdę było czy ubrać to w lukrowaną wizję początku życia, pierwszego magicznego spojrzenia etc.
Czy warto pisać o czymś czego nie było, zmyślać? Chyba nie, przecież nie zawsze życie daje nam to czego chcemy.
Ech, no może nie przysporzy mi to fanów, ale powiem, jak NAPRAWDĘ było.
Może komuś pomoże to, i jakąś inną "rozpakowaną" pocieszy, iż nie jest jedyna (tak jak ja myślałam).

Na wstępie powiem, że są to moje odczucia więc może to mocno zalatywać egoistycznymi i egocentrycznymi zdaniami i stwierdzeniami.
Jak wiecie przeterminowałyśmy się o tydzień z Nowym Człowiekiem i podjęto decyzję o indukcji porodu, niestety.Och niestety...
Do dziś pluje sobie w brodę i wciąż zadaje jedno pytanie:
"Czy to naprawdę było konieczne i czy naprawdę były wskazania medyczne do indukcji???".
Bez niej naprawdę mogłoby być magicznie.
Teoretycznie na wypisie ze szpitala mam napisane "zagrożenie wewnątrzmacicznego obumarcia płodu", ale nie wiem czy to nie zwykły pic na wodę fotomontaż...cóż nie dowiem się już tego nigdy. Jednak uważam, iż indukcja odebrała mi moją wymarzoną magię porodu.
W środę 27.11.2013r. podjęto decyzję o przyjęciu nas na patologię ciąży. Pominę fakt, iż od 12 do 18 czekaliśmy na IP,na informację czy nas w ogóle przyjmą. Czekaliśmy o PUSTYCH brzuchach. I szczęście w nieszczęściu, iż lekarz na patologii wysłuchał naszych próśb i indukcji nie zaczął w nocy.
Tak więc 28.11.2013 przywitaliśmy, o pustym brzuchu, i z mocnym nie wyspaniem (dziewczyna koło mnie, która dostała oxy na noc i zaczęła rodzić, a Nowy Człowiek zbuntował się i nie chciał dać dobrego wyniku na KTG i pod maszyną siedziałam od 4 rano do 6 - nie muszę chyba mówić, iż byłam z tego powodu BARDZZZZZZZO nie wyspana.)
IMG_1380
No, ale oki, udało mi się przeforsować oddalenie oksytocyny o jeszcze kilka godzin, tak abym mogła zjeść i się umyć. Tak więc drinka podano mi około 9:30. Zaczęliśmy od próby no. uno (2h), aby sprawdzić jak reaguje na lek Nowy Człowiek. Więc przez dwie godziny leżałam plackiem w szpitalnym łóżku (zapakowane wiedzą, iż zakaz chodzenia do toalety przez 2 godziny w 41 tygodniu ciąży to poważne utrudnienie), aby się okazało, iż moje KTG jest zapisem "drugiej kategorii" czyt. jest tak dobry, że aż nie jest miarodajny (Nowy Człowiek zlał oxy ciepłym moczem).
No więc szybka lekarska decyzja podajemy drugą dawkę - 6h.
Oj ja głupia byłam, że się zgodziłam.
No więc o 12, z jakimś tam hakiem, podłączyli nam kolejną kroplówkę ( i akurat obiad przynieśli, na który to mogłam sobie tylko popatrzeć :( ).
IMG_1375
I z Mężulem zaczęliśmy robić kilometry na korytarzu ( a więc to położne miały rację).
No dobra, ale co ze skurczami, które to oxy miało wywołać.
A tyle, że wielkie NIC.
Brzuch się napinał i tyle, nic konkretnego się nie działo, no NIC.
I tak drałowałam po szpitalnym korytarz (długość 20 m) do 15, kiedy to moje opuchnięte, zmęczone stopki odmówiły posłuszeństwa. Przeszłam chyba z 50 długości - mogłabym wziąć w jakim chodzonym maratonie udział.
A więc z Mężulem wróciliśmy do pokoju się położyć. Nie trwało to długo bo około 15:18 stwierdziłam, że chyba się posikałam i muszę iść do ubikacji. A więc Mężul bierze "drinka" za pas i drałuje ze mną do łazienki, aż tu nagle CHLUST.
Ja na Mężula, on na mnie .
"Ty sikasz?" Pyta niepewnie.
"Y nie wiem" serio nie wiedziałam co ze mnie leci, dopóki dopóty nie wyleciał mi do końca czop. Tymczasem Mężul po położną pobiegł. Szybko na fotelik i lekarskie potwierdzenie :
" Zaindukowała się Pani sama, wody Pani odeszły".
No, to w końcu jakiś konkret, pomyśleliśmy.
Zaczyna się.
Mężul szybko zastępstwo do pracy szuka. A ja się położyłam z wielką/mega wkładką w majtkach (ponoć wody mogą się jeszcze delikatnie sączyć). Tak sobie leżę i leżę i nagle czuje...jakoś tak dziwnie mi się robi...jakoś tak ciepło. Odkrywam kołdrę, a tam znów CHLUST i jestem po pas mokra.
IMG_1386foto. A to, aby nie było że przesadzam. Miałam mokre wszytko, łącznie z podomką, koszulką nocną (na szczęście miałam drugą, bo rodziłabym w stylowo-szpitalnej
No dobra, to znów do łazienki, przebrać się i tu nagle WIELKIE CHLUST.
Położne ( i my łącznie z nimi) były zaskoczone ilością tego płynu i może rzeczywiście miałam dużo wód płodowych (ale czy to wystarczający powód do indukcji ;/).
Zaraz po chluśnięciu numero III zaczęły się skurcze i TO JAKIE SKURCZE. Oksytocyna pokazała swoje mroczne oblicze i od razu poczęstowano mnie skurczami co 2 minuty. Bardzo bolesnymi skurczami, co dwie minuty.
Przez jakąś godzinę bujałam się na łóżku, wbijając co dwie minuty pazury w Mężula. Na chwilę poszłam pod prysznic, który nic nie dał.
Potem nasza położna zabrała mnie na porodówkę i to co się tam działo pamiętam jak przez mgłę i dzięki relacji Mężula.
Wiem jedno na pewno, trafiłam tam z całkowity brakiem rozwarcia i szyjką długą na 3 cm. I zaczęło się...
Była wanna, był masaż szyjki (boże cóż za okropne uczucie). Mijały godziny, a moja szyjka wcale nie chciała współpracować, łaskawie lekko się skróciła, a skurcze coraz to gorsze.Położna kazała mi krzyczeć jedną literkę, która będzie mi się śnić w najgorszych koszmarach do końca życia.
"A".
Gdzieś około 20 zaczęłam błagać o cesarkę,a moje "A" przeistoczyło się w najszczersze "AŁA", jakie wypowiadałam, a raczej wykrzykiwałam w życiu.
Zamiast cesarki zrobiono mi ZZO. Boże i powiem szczerze zakochałam się w anestezjologu. Dał mi 30 minut snu i 1,5 bez bólu.
Okazało się, iż mój organizm bardzo szybko "trawi" znieczulenie i zamiast 3h, miałam połowę ustawowego czasu. Ponownie ból poczułam kręcąc kółka biodrami i aż mnie w pół zgięło, bo w tzw. między czasie, skurcze stały się jeszcze gorsze(choć nie wierzyłam, że to możliwe). Chciałam wyć z bólu (i chyba to robiłam). Podjęto decyzję o 2 dawce, ta niestety zadziałała tylko na lewą stroną ciała, co szczerze mówić nic mi dało. Prawostronny ból nadrabiał za sparaliżowaną lewą stronę.
W tym wszystkim miałam mega kosmiczny postęp z szyjką, która zaszalała i rozwarła się na 3 cm, czyli naprawdę dało to wielkie - nic, co gorsza nadal miała 1,5 cm długości.
Znów masaż, i znów pełno krwi. Tym razem jednak było mi już obojętne, byłam zmęczona, głodna (mdliło mnie) i tak bolało, że nie mogło już chyba być gorzej. I tu znów- myliłam się...
Lekarz poprawił mi dawkę, aplikując taką ilość, iż straciłam władze w dolnej części ciała. W tym bajecznym stanie stwierdzono, iż chyba powinnam się załatwić, bo wlali we mnie tyle kroplówek, że wypadałoby coś z siebie oddać.
A teraz zagadka, czy da się o tak załatwić NIC NIE CZUJĄC ???
Odpowiem, iż nie...
A więc decyzja, skoro natura nie chce to medycyna pomoże, i to była chyba jedna z nie wielu dobrych rzeczy, jakie się stały, gdyż moje rozwarcie o razu skoczyło do 6cm.
O tego czasu przez najbliższe godziny już nic nie czułam. I nie wiele pamiętam. Wiem, że skakaliśmy na piłce, wiem, że dzięki temu zrobiło się 8 a potem 9 cm.
Pamiętam za to krzyk kobiety. Boże to pamiętam, miałam wrażenie, iż ktoś obdziera ją żywcem ze skóry.Ku mojemu przerażeniu okazało się, że Pani jest właśnie w fazie partej..."boże, nie" pomyślałam, nie mogłam sobie wyobrazić, iż może być jeszcze gorzej...ja nie dam rady, nie mam siły...
Chciałam tylko spać, byłam tak padnięta, że kiedy potwierdzono, że czas zacząć przeć, popłakałam się i powiedziałam, że nie dam rady.Nie mam siły...
I nie było to wyolbrzymianie, w życiu nie byłam tak zmęczona, otwieranie oczu było dla mnie karą, a co dopiero wyparcie Nowego Człowieka.
Aby trochę przyspieszyć akcję i uzyskać 10 cm, postawiono mnie przy drabinkach (próbowano na pieska i na klęczki, ale nogi mi się rozjeżdżały). Przy drążkach było trochę lepiej, bo cały ciężar utrzymywałam na rękach. Wtedy poczułam po raz pierwsze potrzebę parcia.
W życiu nie doświadczyłam takiego uczucia i chyba nie potrafię go do niczego porównać. Krzyczano na mnie, że mam przeć na skurczach, a ja ich nie czułam. Starałam się to powiedzieć, ale nie miałam siły.
I tu po raz kolejny urwał mi się film. Wiem, iż Mężul cierpliwie podnosił mnie przy drabinkach. Nie wiem ile to trwało, ale dla mnie to była wieczność (jak się potem okazało faza parcia trwała max.20 minut). Potem kojarzyłam tylko, że leżę na łóżku,a wokół mnie stoi mnóstwo ludzi. Mam maskę tlenową na twarzy, a Mężul z przerażeniem szepce mi do ucha "Musisz mocniej, bo zabiorą cię na salę operacyjną". Ktoś mi pociąga nogi do klatki piersiowej, gdzieś w tle maszyny wariują, a ja staram się przeć, nie wiem kiedy, więc robię to kiedy każą. Patrzę między nogi, a lekarz trzyma w ręce coś jak ssaka do rur.Wówczas nawet mi o głowy nie przyszło, że to wakum. Widzę, iż raz się dziwnie odsysa,ktoś mówi, że jest popsuty, ktoś znów na mnie krzyczy, że mam przeć, ciągle krzyczą, że mocniej, o tak, mocniej, dłużej, jeszcze raz. W tym momencie mam wrażenie, iż mnie rozrywa (nie mylę się) i błagam, aby ją wyciągnęli. Na przemian mam ochotę paść, zamknąć oczy i już ich nie otwierać i wymiotować. Wcale nie czuje, że ma nastąpić ten ważny moment...czuje, że zaraz zemdleje.
W tle słyszę to pikanie i alarm (wówczas nie wiem, że to tętno Nowego Człowieka, a raczej jego zanik- i dobrze, że tego nie wiem).
Nagle ktoś łapie moją dłoń i kładzie na czymś małym i mokrym.
" Czuje Pani, to główka".
Główka? Jaka główka? myślę o czym oni mówią.
Chyba po raz pierwszy kojarzę, że w pokoju jest z 10 osób, i chyba po raz pierwszy dochodzi do mnie, że chyba coś jest nie tak. Za dużo osób jak do jednego porodu.
Nagle kładą mi coś na brzuchu.
Moje dziecko.
Patrzę na nią zdziwiona.
Mała jest wiotka, bez życia.
Teraz zaczynam chyba rozumieć.
Z dzieckiem coś chyba jest nie tak. Ponoć zaczęłam krzyczeć - czemu ona nie płacze!!! Ja tego nie pamiętam. Ciągle mam w głowie tylko jedną myśl " wygląda jakby nie żyła, przecież dzieci płaczą".
Lekarze ją pocierają, masują, a ona ciągle milczy...
A ja patrzę i ciągle nie rozumiem, dlaczego nie płacze...
Nagle wydaje z siebie, mały, cichy jęk. Nie płacze, nie krzyczy. Tylko delikatnie jęczy. Otwiera oczka, małe czarne węgle i patrzy na mnie. Ja patrze na nią.
IMG_1539
I wiem, że to ten moment, moment, na który się czeka całą ciąże, ten moment, w którym powinny wybuchnąć we mnie emocje. Moment, w którym powinnam zakochać się w niej bez pamięci.
A ja nic nie czuje, tylko to przemożne zmęczenie i ból (znieczulenie przestało chyba działać).
Gdzieś w między czasie Mężul przecina pępowinę (nie mamy z tego pamiątki, a tak bardzo chcieliśmy), pobierają krew do banku komórek macierzystych. Mężul pstryka fotkę, naszą jedyną fotkę z tego doświadczenia. Moje jedyne wspomnienie, jedyne którego jestem pewna.
Mała mi się wierzga na brzuchu, ponoć piersi szuka. Pytam się czy mogę ją nakarmić. Zabraniają, krwawię i muszą mnie zszyć.
Wtedy na chwilę odzyskuje jako taką świadomość.
Zszyć??? Okazuje się, że musieli mnie naciąć i pękła mi szyjka. To dlatego tak boli.
Chirurg siada przed mną z igłą i nożyczkami.."Może trochę boleć albo ciągnąć"...odwracam głowę i patrze na dziecko. Staram się nie skupiać na tym co czuje...Mężul mnie przytula. A ja sobie przypominam, że tam jest. Zupełnie o nim zapomniałam. Chce się do niego uśmiechnąć, ale nie mogę...tak boli i jest mi tak niedobrze.
Jakiś eon później karmię małą, pamiętam to pierwsze uczucie...
Potem pamiętam, że budzę się na korytarzu.
"czemu leżę na ziemi?"
Okazało się, że zemdlałam. A w między czasie tyle się działo. Mała zrobiła smółkę na mamie (sweet), zabrali ją na ważenie i mierzenie (Mężul przy wszystkim był), mnie umyto, byliśmy ponoć sami w pokoju przez 2h, Mężul uciął sobie nawet drzemkę, ubrano małą i podjęto decyzję, że mój stan jest za ciężki i zabrano ją.
Szczerze, nawet jakby zapytali mnie o zdanie, też bym chciała, aby ją zabrali.
Ja pragnęłam tylko, aby zasnąć i się długo nie budzić.
W końcu jednak mnie budzą, przenoszą mnie z porodówki ( brak miejsc i na jednej z porodowych sal zrobili pokój poporodowy). Wokół mnie leży z 6 kobiet ( ja zostałam położona na łóżku porodowym, nie miałam nic przeciwko, mogłabym spać i na podłodze). Każą mi wstać, a ja wciąż nie mam sił, znów mdleje. Budzę się w innej sali. Dali mnie na dostawkę na oddział położniczy (i to pewnie dlatego tylko, że miałam wykupioną położną, która zaleciła, abym gdzieś wypoczęła). Ktoś mi mówi, że jest południe, a dziecko jest na patologi noworodka, za rogiem.
A ja zastanawiam się, po co mi ta wiedza, jakie dziecko...znów zasypiam.
Budzę się i patrzę przed siebie, a tam w małym szklanym łóżeczku leży chłopczyk pod niebieskimi lampami, w śmiesznych okularkach.
I nagle do mnie dochodzi, że urodziłam. Rozglądam się dokoła, koło mnie nie ma szklanego łóżeczka. Próbuje usiąść i wtedy TO czuje. Ból tak zniewalający, iż znów upadam.
Dziewczyna koło mnie wzywa położną. Ta tłumaczy, że musieli mnie dużo zszyć i to pierwsze godziny połogu i dlatego tak boli...pyta się czy chce zobaczyć dziecko.
A ja szczerze mówiąc, nie wiem, czy chce.
Wiem, że powinnam...ale ja nie pamiętam ... nie pamiętam jak wygląda moje dziecko- skąd będę wiedzieć, że to one. I ciągle jestem zmęczona (to ponoć efekt utraty dużej ilości krwi).
Mówię, że poczekam na męża (lub mamę), bo sama nie mam siły chodzić.
W końcu poszłam do małej. Ale nie chcieli mi jej dać "jest Pani za słaba, musi być z Panią mąż". Nie oponuje. Patrzę na swoje dziecko i jedyne co czuje to ból i zmęczenie, a mała jest mi obca. Przeraża mnie to, ale tak jest. I tak będzie przez najbliższe dni.
Oczywiście zajmuje się małą, karmię ją, przewijam, odbijam. Staram się wszystko robić tak jak najlepiej potrafię, ale nie chce do niej gugać i wyznawać jej miłości, jak robi to Mężul i moje mama.
W duchu modlę się, aby po 3 dniach nas nie wypuścili. Wypuszczają jednak...
Wracamy do domu, a ja pragnę się tylko położyć do łóżka i odpocząć, przespać ten ciągły ból. Oczywiście się nie da, w domu jest noworodek, a Mężul w pracy. Na szczęście jest moja mama. Ona robi wszystko, ja tylko karmię. To ona w końcu zmusza mnie do wstania, umycia się i ubrania.
Długo jęczę i użalam się na sobą i nad całą sytuacją. Nic nie poszło tak, jak pójść miało. Nie pamiętam większości porodu (w większości to co opisuje znam z relacji Mężula), nie mamy wymarzonych fotek i filmiku jak dostaje małą, a Mężul przecina pępowinę. A co gorsza NIC NIE CZUJE do własnego dziecka.A ja przecież tak kocham dzieci i jestem taka uczuciowa. Staram się o tym mówić, ba płacze z tego powodu. I tak wygląda mój tydzień. W dzień płacze, bo nic nie czuje, w nocy płaczę ze zmęczenia, bo dziecka nie rozumiem. Jest po prostu strasznie. Nie taki powinien być początek macierzyństwa.
Moja mama w końcu ma dość- stawia mnie do pionu- daje ultimatum, że koniec z jej opieką nad małą. Teraz czas abym się nią ja zajęła. Koniec użalania się nad sobą. I czas zrozumieć, że nie ma co lamentować nad brakiem uczuć i nad tym jak wyglądał poród. To już było i tego nie zmienię
"Dziecko kojarzy ci się z bólem, który ciągle czujesz, była byś chora psychicznie, jakbyś ją od tak pokochała. Poza tym jak masz ją pokochać jak jej nawet nie dotykasz"
To zdanie chyba mnie ratuje.
Wracam do siebie, zaczynam małą przytulać, całować. Słucham rad mamy, kiedy mała płacze i cierpliwie mi tłumaczy o co może jej chodzić. Zaczynam akceptować, że jej płacz nie jest przeciwko mnie, a to jej sposób komunikacji. Nie zawsze jasny i zrozumiały, ale dla niej jedyny.
Powoli wychodzę z baby blusa.
Powoli staje się matką...
W tym wszystkim mam wielkie szczęście, Mężul okazuje się być wspaniałym ojcem i mężem, wspiera mnie na każdym kroku, co chwile powtarza, że rozumiem, że mnie kocha. Przytula i całuje i ciągle powtarza, że mnie kocha oraz tłumaczy cierpliwie to co się stało i czemu jest tak jak teraz. Jest w nim spokój, który mi i naszej córce się udziela. Krótko mówiąc jest mężem idealnym.
Bo czasem jest tak, że nie dostajemy w życiu tego co chcieliśmy,a bynajmniej tak twierdzimy.
Bo prawda jest taka, że mimo, iż nie miałam łatwej ciąży, mimo, że musiałam leżeć 32 tygodnie i nie miałam szansy się nią nacieszyć, a poród nie przebieg ani trochę tak jak sobie wyobrażałam, i mimo że bardzo mnie bolało w połogu gojenie ran, najważniejsze jest w tym to, że mimo wszystkich tych trudności Nowy Człowiek, Chibi jest zdrowa.
Najważniejsze, że to się udało...
Misako logo
P

TERAPIA ODWYKOWA

Jestem uzależniona od lodów czekoladowych z posypką czekoladową.
Ze względów oczywistych ich jeść nie mogę... :(
Postanowiłam więc dokonać terapii odwykowej.
IMG_2985 

niedziela, 23 lutego 2014

Girls night out

Mamala urodzila. W duchu tej myśli postanowiliśmy, że nie będziemy czasu marnować na siedzenie w domu i ruszyłyśmy na miasto :) Pamiętacie koleżankę Chibi :) podrosła i dogoniła Chibi :) Noc, pampki i sernik … And the show must go on…
20140223-220942.jpg

sobota, 22 lutego 2014

OSM Misako

Chciałam karmić piersią. Z różnych pobudek, jednych bardziej altruistycznych innych czysto egoistycznych.
Kiedy byłam w ciąży, wszystkie moje rozpakowane koleżanki mówiły jedno 'Początki są masakryczne'.
Rok wcześniej w bólu ściskałam swoje piersi patrząc na moją siostrę, która najpierw walczy o laktacje, a potem zwija się z bólu walcząc z nawałem.
Kurcze 2 dni przed porodem moja koleżanka co powiła na 8 dni przed mną, oświadczyła, że to jest rzeź i odmówiła statusu mleczarni.

Uzbrojona w tą "wiedzę" i "praktykę" , zaopatrzyłam lodówkę w białą kapustę, zamrażarkę wyłożyłam tetrami, apteczka pękała od kremów na pękające brodawki.

Byłam przygotowana na tą wojnę.

Pierwsze karmienie pamiętam jak przez mgłę. W głowie utkwiła mi tylko myśl 'Jakie to dziwne uczucie jak coś cię ssie'.

Ból? Rany? Pękające za każdym razem strupki?

Tak zaliczyłam. Jednak nie mogę sobie umiejscowić, nie mogę sobie przypomnieć czy był moment, w którym klęła podczas karmienia i chciała z niego zrezygnować.  Nie była to droga usłana różami, ale żeby rzeź czy masakra???
Nie wiem, może ból porodowy i poporodowy były aż tak paraliżujące w moim przypadku, że każdy inne nieprzyjemne doznanie były przez mnie ignorowane.
A może to skutek tego, iż Chibi urodziła się rasowym ssakiem i sama z siebie zawsze układała dzióbka w idealnego glonojada.

Nie miałam nawału, raz zdarzył się lekki zastój, jeden kryzys laktacyjny.
Fakt jestem zmęczona nocnymi karmieniami. Fakt czasem irytuje mnie to, że muszę mieścić się w 3h ramach czasowych jak gdzieś chce wyjść. Fakt mam ochotę Mężulowi łeb urwać jak muuuuuczy za każdym razem, gdy pokarm ściągam. No i fakt, że nie poznaje swoich piersi, swoich (dawniej) piękny, jędrnych, ślicznych piersi w rozmiarze 75C. Kurde nie mogę uwierzyć, ze teraz taki namiot noszę i to jeszcze nieusztywniany i bawełniany. TO WSZYSTKO TO FAKT.

Jednak mimo, to lubię być tą OSM :)
Lubię te nasze małe, krótkie (max.12minutowe) chwile hubowania.

piątek, 14 lutego 2014

Rok temu vol.I

Rok temu, tego dnia dowiedzieliśmy się, że nigdy nie zostaniemy rodzicami. Rok temu nasz świat się zawalił. Rok temu nie wiedzieliśmy, że wkrótce nasz świat zabłyśnie.
Rok temu...vol.I.

A póki co, podziwiajcie razem ze mną cud życia.

http://www.youtube.com/watch?v=mVutXcycUjQ


Matka w "teren" wypuszczona

Misako, matki, w teren wpuszczać się nie powinno...
Całkowity brak konsekwencji, brak, brak, brak...i znów brak.
Ale jak można powiedzieć temu NIE????
article-2100104-11B33016000005DC-708_634x890

środa, 12 lutego 2014

U każdego zucha pierwsza jest dziewucha


Dla dziecka matka jest najważniejszą osobą na świecie.
Słyszymy to, czytamy o tym. I same będąc matkami niezaprzeczalnie i niepodważalnie w to wierzymy. Tak po prostu jest. Matka nosi pod sercem, matka dba i pielęgnuje, zanim się narodzimy. Potem matka rodzi, karmi, kocha.
Matka to jest to konstant w tym zmieniającym się świecie.
To głos mamy znamy najlepiej, to ciepło jej dotyku zawsze nas uspokaja. Bicie jej serca znamy od pierwszych tygodni naszego istnienia.

środa, 5 lutego 2014

Niedoszła baletnica

Nie wiem czy jestem na "czasie". Nie podążam za trendami mody.
Jednak ostatnio choruje na tiul. Jeśli to jest już passe, to proszę o info :P
Marzy mi się piękna spódniczka z tiulu, w kolorze szarym lub miętowym
.kropkilaczone-kopia_1362476858 szaromietowalaczone_1364987243

Anioł i wyrodna matka

Ostatnio usłyszałam od pewnej 16, nie sorry 13. Kurde teraz w nich trudno się połapać, bo już się tapetują. Anyway...oświeciła mnie pewną, zacną mądrością:
"Samojebka to podstawa klarownego luku"*
Mama i dzidzia

sobota, 1 lutego 2014

Powrót do spacerów !!!

Nareszcie pogoda przestała sobie kpić ze mnie i wróciła na właściwy tor. Bo kto to widział zimą -15 stopni? NO KTO??? Kpina to i tyle :)


Tak więc zaraz jak "rtęć"  podniosła się na akceptowalne -2, ruszyłam z moją mamą na podbój nieodśnieżonych chodników.
Chibi oczywiście zaraz jak opuściliśmy domowe 4/kąty uderzyła w komara :) a ja chciałam krzyczeć do nieba - WRESZCIE !!!
Spacer
Zdjęcie: my na spacerku, a w tle mój toster :)
Uwielbiam te nasze spacery, czuje się taka spełniona i szczęśliwa kiedy możemy opuścić te suche, bezpłodne powietrze domu ogrzewanego kaloryferem.
Ja chce wiosnę i nasze wypady na Saską!
BTW, znacie w Wawce fajne miejsca dla mam z maluchami???
MISAKO logo 2

czwartek, 30 stycznia 2014

Skok, upadek i trochę brudu

Ostatnie dni, są lekko mówiąc trudne.
Tak, tak wiem lubię narzekać...ale serio ostatnie dni NAPRAWDĘ są ciężkie. Nie pamiętam, abym była tak zmęczona nawet w okresie noworodkowym Chibi.

We wtorek osiągnęłam kolejny poziom zlumpienia i chyba tylko chusteczki do higieny intymnej uratowały mnie przed zapleśnieniem.
SONY DSC

środa, 29 stycznia 2014

Jak plan się poszedł rypać

To miał być wpis o 2 miesiącu, o tej wspaniałej rocznicy. MIAŁ.
Powiem tak, nie błagam, aby to, co się teraz działeje było tym skokiem rozwojowym, o których się czyta. Naprawdę chce, muszę wierzyć, iż to co się teraz dzieje zostało udowodnione, przebadane i sprawdzone.
IMG_2462 

Co kobieta dostaje od faceta jak mu dziecko urodzi... :)

Ciekawi co się dzieje po porodzie, jak patrzą na was mężowie, co wam daja za trudy 20h porodów? Oto odpowiedź :)
20140127-164319.jpg

Wordpress/Blogspot

Ze względu, że znamienita większość Was posiada konta na blogspocie, postanowiłam prowadzić równolegle wordpress i blogspota :)
Zobaczymy jak długo tak pociągnę :P

http://ciazowomi.blogspot.com/
ciazowomi.wordpress.com/

MISAKO logo 2