Chciałam karmić piersią. Z różnych pobudek, jednych bardziej altruistycznych innych czysto egoistycznych.
Kiedy byłam w ciąży, wszystkie moje rozpakowane koleżanki mówiły jedno 'Początki są masakryczne'.
Rok
wcześniej w bólu ściskałam swoje piersi patrząc na moją siostrę, która
najpierw walczy o laktacje, a potem zwija się z bólu walcząc z nawałem.
Kurcze
2 dni przed porodem moja koleżanka co powiła na 8 dni przed mną,
oświadczyła, że to jest rzeź i odmówiła statusu mleczarni.
Uzbrojona
w tą "wiedzę" i "praktykę" , zaopatrzyłam lodówkę w białą kapustę,
zamrażarkę wyłożyłam tetrami, apteczka pękała od kremów na pękające
brodawki.
Byłam przygotowana na tą wojnę.
Pierwsze karmienie pamiętam jak przez mgłę. W głowie utkwiła mi tylko myśl 'Jakie to dziwne uczucie jak coś cię ssie'.
Ból? Rany? Pękające za każdym razem strupki?
Tak
zaliczyłam. Jednak nie mogę sobie umiejscowić, nie mogę sobie
przypomnieć czy był moment, w którym klęła podczas karmienia i chciała z
niego zrezygnować. Nie była to droga usłana różami, ale żeby rzeź czy
masakra???
Nie wiem, może ból porodowy i
poporodowy były aż tak paraliżujące w moim przypadku, że każdy inne
nieprzyjemne doznanie były przez mnie ignorowane.
A może to skutek tego, iż Chibi urodziła się rasowym ssakiem i sama z siebie zawsze układała dzióbka w idealnego glonojada.
Nie miałam nawału, raz zdarzył się lekki zastój, jeden kryzys laktacyjny.
Fakt
jestem zmęczona nocnymi karmieniami. Fakt czasem irytuje mnie to, że
muszę mieścić się w 3h ramach czasowych jak gdzieś chce wyjść. Fakt mam
ochotę Mężulowi łeb urwać jak muuuuuczy za każdym razem, gdy pokarm
ściągam. No i fakt, że nie poznaje swoich piersi, swoich (dawniej)
piękny, jędrnych, ślicznych piersi w rozmiarze 75C. Kurde nie mogę
uwierzyć, ze teraz taki namiot noszę i to jeszcze nieusztywniany i
bawełniany. TO WSZYSTKO TO FAKT.
Jednak mimo, to lubię być tą OSM :)
Lubię te nasze małe, krótkie (max.12minutowe) chwile hubowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz